Weszłam do domu chłopaków i od razu kichnęłam.
-Pierdolona zima... -Mruknęłam pod nosem zdejmując buty. Potknęłam się o własne nogi i jednym ruchem znalazłam się na ziemi.
-O nie, to pewnie spóźniony Święty Mikołaj, który dowiedział się że byłem niegrzeczny! -Wykrzyczał Niall i powiedział trochę zciszonym głosem- pójdę się schować za kanapę.
Stałam chwilę zdezorientowana, gdy usłyszałam Niall'a ale po chwili znów kichnęłam i weszłam do salonu.
-Cze-esć! -I znów... Nie no, ten katar mnie wymęczy!
-Chora? -Spytał Zayn.
-No, może trochę. -Zaczęłam kaszleć.
-Zrobię ci herbatę. -Wstał z kanapy Louis i udał się w kierunku kuchni. Usiadłam koło Zayn'a.
-Ej, a buziak? -Zwrócił mi uwagę.
-Jeszcze cię zarażę... -Powiedziałam, jakby było to oczywiste, że może również zachorować. On mnie objął i czule pocałował.
-Wolę już być chory, niż jeden dzień nie pocałować ciebie. -Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja w nich utonęłam.
-Oooo.... -Skomentowali chłopaki, a ja szybko zmieniłam temat. Nie lubię być w centrum uwagi.
-Gdzie jest Sam? Spóźnia się dwadzieścia minut...
Chłopaki wzruszyli ramionami. Napisałam do niej sms'a: "G
dzie ty jesteś?" i czekałam na odpowiedź. Lou w tym czasie zdążył mi przynieść herbatę i jakąś tabletkę.
-To tabletka gwałtu? -Spytałam patrząc się na nie krzywo.
-Chciałabyś... -Zaśmiał się i usiadł na kolanach Styles'a, co w ogóle mnie to nie zdziwiło. Już nie raz słyszałam o Larry'm Stynlinson'ie. Połknęłam tabletkę i popijałam herbatą czytając sms'a od Samanty:
"31 London Street, mieszka pod 16. Powiedział, że masz być sama. Jak przyjdą chłopaki to po nich."
Ostatnie łyki herbaty wyplułam na gazetę, którą właśnie czytał Liam.
-Ej, no co jest?! -Spytał i zaczął wymachiwać magazynem żeby wysechł.
-Nie nic, muszę iść. Będe potem. -Powiedziałam cała zestresowana udając, że wszystko jest w porządku chociaż nie było. Ubrałam się i gdy otworzyłam drzwi i miałam już wychodzić usłyszałam:
-Coś mi tu nie pasuję. Co ona ukrywa? -Usłyszałam Niall'a i wyszłam z domu ciężko wzdychając.
* * * * * * * *
Szłam, a można powiedzieć, że biegłam żeby załapać się na autobus. Niestety żaden nie jechał.. Przecież nie pójdę na piechotę, bo zajmie to długo a moja przyjaciółka mnie potrzebuję. Zadzwoniłam po taksówkę. Nerwowo tupałam nogą krzyżując przy tym ręce i patrząc z obu dwóch stron czy nic nie jedzie. Serce biło mi jak szalone. Wiedziałam, że to będzie on... Że byłoby go na takie coś stać, żeby porwać moją przyjaciółkę bym ja tam się zjawiła... Ale co on robi w Londynie?! I czego ode mnie chcę?!
Przyjechała taksówka. Powiedziałam kierowcy ulicę i usiadłam modląc się by jak najszybciej tam się znaleźć. Wyjęłam szybko telefon i napisałam sms'a do chłopaków:
"Samancie coś wypadło i... muszę do niej jechać. Spotkamy się jutro."
Głupia Nicole... Tylko na tyle cię stać?! Tylko tyle umiesz wymyśleć żeby chłopacy się nie skapnęli, że coś jest nie tak?! Nie... Nie mogą się dowiedzieć. To była przeszłość, która musiała niestety wrócić...
Wysiadłam z samochodu patrząc na duży, szary i poniszczony budynek, a raczej blok. Ciężko westchnęłam i zadzwoniłam domofonem pod "16". To coś mi mówi... To całe jego mieszkanie pod "16" to jak moje szesnaste urodziny, w których wyznał mi swoją miłość. Zamknęłam oczy i ścisnęłam pięśći. Muszę się powstrzymać... Opanować...
-Tak? -Spytał, a ja... zamilkłam. Nie słyszałam jego głosu przez kilka lat... W końcu postanowiłam stanowczo odpowiedzieć:
-To ja, Nicole... -Nic więcej nie powiedział. Drzwi popchnęłam i weszłam po schodach na ostatnie piętro. Doszłam do drzwi, na których był numer jego mieszkania. Weszłam tam i ujrzałam siedzącą Samantę, która była związana, a usta miała zatkane taśmą. Szybko do niej podbiegłam i jednym ruchem zerwałam jej tą taśmę.
-Kurwa...- Powiedziała. Odwiązałam jej z nóg i z rąk sznury, przez które wcześniej nie mogła się poruszać. Oboje wstałyśmy i zrobiłyśmy jeden krok do przodu, a w drzwiach stanął Maciek.
-No proszę, kogo ja tu widzę... Tęskniłaś? -Spytał, a ja nie wiedziałam jak mam się zachować. Czy miałam powiedzieć to co czuję w środku... Czy być dla niego chłodna, jak to robiłam do nie dawna.
-Ani trochę. -Powiedziałam mrużąc oczy. -Czego ty od nas chcesz?! -Podniosłam głos.
-Od twojej przyjaciółeczki nic, ale od ciebie owszem. Ona już może iść, a z tobą muszę sobie porozmawiać... -Spojrzał na Sam, która najwyraźniej mu teraz przeszkadzała. Specjalnie ją tu ściągnął żeby zobaczyć mnie. Tylko dlaczego Samanta za nim poszła?!
-Sam idź... -Rozkazałam przyjaciółcę.
-Żartujesz sobie?! Nie zostawię cię tu z nim, jeszcze coś ci zrobi! On nie ma równo pod sufitem! -Oburzyła się dziewczyna.
-A ty z kąd to wiesz? -Spytałam ją, a ona zamilkła. Czyli coś jest nie tak... Przecież mówi mi wszystko. Dlaczego tak od teraz ma przede mną tajemnice? -Później pogadamy, narazie. -Powiedziałam, a ona wyszła z pomieszczenia. Wiedziałam, że puszczając Sam zostanę sama z nim i że może już mnie stąd nie wypuścić, ale to było jedyne rozwiązanie... Nie chciałam żeby jej się coś stało.
-Czego ode mnie chcesz? -Powiedziałam chłodno, siadając na małym stołku. On oparł się o parapet od okna.
-Chcę ciebie. -Zamarłam. Czy ja się nie przesłyszałam?! Czy to jakiś żart?!
-Co proszę?! Po tym co mi zrobiłeś chcesz żebym do ciebie wróciła?! Zapomnij... -Wkurzyłam się. Co on sobie w ogóle myśli?! Uważa mnie za idiotkę?! Że od tak pstryknięcia palcem będzie chciał to, o czym marzy?!
-Nicole, przepraszam za tamto. Dobrze wiem, co się wydarzyło tamtego dnia, kilka lat temu. Byłem głupi... Teraz tylko dzięki tobie mogę być szczęśliwy...
-Wiesz co?! Najpierw się w tobie zakochałam, potem mnie zostawiłeś i myślałeś, że co?! Że sobie wrócisz i ja ci wybaczę?! Że będziemy szczęśliwi?! Wiesz, już mi było dobrze bez ciebie ale musiałeś się zjawić i jak zwykle wszystko zjebać. I co?! To właśnie chciałeś osiągnąć?! Żeby wykończyć mnie psychicznie?! Gratulację, udało ci się. Jesteś z siebie dumny?! -Wykrzyczałam mu prosto w twarz, a łzy mi same poleciały.
-Mam nadzieję, że już nigdy ciebie nie zobaczę! -Krzyknęłam wychodząc z tego pokoju, gdy już chwyciłam za klamkę od drzwi wyjściowych, usłyszałam:
-Jak wyjdziesz, to już po twoich przyjaciołach. Jak im tam? Louis? Niall? Harry? -Zaczął wymieniać.
-Skąd ich znasz!? -Wrzasnęłam, cała się trzęsąc.
-Nie ważne, ważne jest to, że wiem gdzie mieszkają i może być już niedługo po nich. -Powiedział i poklepał swoją kieszeń. Z niej wystawał pistolet.
-Spróbuj ich tylko dotknąć! -Pogroziłam mu.
-To jak? Próbujemy wszystko od początku? -Spytał podając mi ręke. Nawet jej nie chwyciłam, bo nie miałam zamiaru. Nie chciałam go już znać. Ale musiałam coś zrobić żeby chłopakom nic się nie stało.
-Przemyślę to. Daj mi godzinę. -Powiedziałam i poszłam do jednego z pomieszczeń zatrzaskując za sobą drzwi.
-Czy ten koszmar nigdy się nie skończy?! -Powiedziałam w myślach. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się po niej siadając. Skuliłam się i myślałam co mam zrobić żeby uwolnić się od niego i zapewnić moim najbliższym bezpieczeństwo...
Godzina minęła i wpadł z wściekłością. Widziałam w jego oczach złość, którą pierwszy raz ujrzałam od tylu lat.
-Dosyć tego! Nie chcesz powiedzieć co do mnie czujesz, to może po tym zmienisz zdanie. -Powiedział zbliżając się do mnie.
-Zostaw mnie! -Krzyknęłam odsuwając się od niego aż do ściany. Niestety nie miałam gdzie uciec. Wyjął strzykawkę zapełnioną jakimś świństwem. Zaczęłam się wyrywać, ale on walnął mnie z całej siły w twarz i upadłam na ziemię. Przez chwilę straciłam przytomność, a gdy się obudziłam było już za późno. Wstrzyknął mi to. Wiedziałam, że zaraz będe naćpana i że nie będe wiedziała co robię...
* * * * * * * *
-Nicole! -Usłyszałam głos Zayn'a. Szybko wstałam, a drzwi się otworzyły. W nich ujrzałam mojego chłopaka. -Szybko, póki stracił przytomność! -Powiedział i chwycił mnie za rękę. Na korytarzu spojrzałam na leżącego, poobitego Maćka, który się nie ruszał. Długo to nie trwało, bo po chwili znajdowaliśmy się na świeżym powietrzu. Wparowaliśmy do samochodu Malik'a i odjechaliśmy z piskiem opon. Zamknęłam oczy i odcięłam się od szarej rzeczywistości.
* * * * * * * *
-Nicole... Nicole! Żyjesz!? -Zaczął gładzić mnie po policzku chłopak. Na początku miałam zamazany obraz, ale po chwili wszystko widziałam. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam, że siedzi koło mnie Zayn. Znajdowaliśmy się w szpitalu.
-Śniło mi się, że spotkałam mojego byłego chłopaka i... on mnie porwał... Zaraz, zaraz. To się działo naprawdę co nie? -Powiedziałam przerażona, a Zayn niechętnie pokiwał twierdząco głową.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? -Spytał. -Przecież wiesz, że gdybyś powiedziała mi prawdę byłoby lepiej dla nas wszystkich... -Dodał.
-Wiem, przepraszam... -Powiedziałam. -Pamiętasz tych typów, co po mnie musiałeś jechać bo zaczęli mnie śledzić? To byli koledzy Maćka... Od dawna to już planował... -Spuściłam głowę.
-Ej, no ale teraz jest już wszystko dobrze nie? Przecież nic ci już nie grozi...
-No właśnie, grozi nam wszystkim Zayn. On ma zamiar zrobić wam krzywdę żeby tylko móc się ze mną spotkać...
-Spokojnie, już jest w więzieniu i jego koledzy również. -Trochę mi ulżyło.
-W sumie to dobrze, ale i tak nie jestem pewna co do tego wszystkiego... -Dodałam i przytuliłam się do Zayn'a. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Chwyciłam go i przeczytałam:
Cześć księżniczko. Mam nadzieję, że nic ci nie jest... Słyszałem co się dzisiaj stało, niestety nie mogę być teraz z tobą. :c Jestem już w Polsce, mam nadzieję, że się niedługo spotkamy. :) Daj znać, czy żyjesz. xx"
Schowałam telefon. Zaraz mu odpiszę.
-Wiesz...Że ja brałam... -Oczy zaszkliły mi się, a Zayn'a pocieszający uśmiech zszedł z twarzy.
-Jesteś ćpunką? -Zapytał.
-Nie, Zayn nie jestem! To on mi to wstrzyknął, kiedy nie chciałam zrobić tego, czego on chcę.
-Nicole, strasznie mi przykro, że musiałaś to przechodzić... -Powiedział, przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. -Obiecuję ci, że już nigdy ciebie to nie spotka.
Do sali wpadła cała reszta, czyli Hazza, Lou, Nialler, Liam i Sam.
-Nic ci nie jest?! -Spytali, a ja odpowiedziałam, że nie. Miło, że się o mnie troszczą, ale wolę narazie to wszystko przemyśleć w samotnośći... Ostatnią rozmowę, z którą chciałam wykonać to była moja przyjaciółka.
-Możecie mnie zostawić samą z Samantą? -Zwróciłam się do chłopaków.
Chłopaki wyszli, a Sam spojrzała się na mnie bezradnie. Wiedziała, że przede mną nie da się niczego ukryć.
-No mów. -Powiedziałam.
-Nie znam tego Maćka, naprawdę! Osobiście nie, ale ich koledzy o nim wspominali... Mówili, że trzymają się z nim tylko dlatego, że sprzedaję im narkotyki, a za to prześladowanie ciebie też im zapłacił. -Zaczęła się nakręcać.
-Zaraz, zaraz. Czyli chcesz mi powiedzieć, że kupywałaś od nich narkotyki?! -Wrzasnęłam.
-Cicho! Błagam cię, tylko nikomu nie mów, a zwłaszcza chłopakom i Domikowi, z którym mi się już tak dobrze układa... Nie brałam tylko dawali mi je za darmo, a ja je sprzedawałam jakimś ćpunom i za to mam teraz tyle kasy. -Rzekła.
-Na cholerę ci tyle kasy?! Przecież taki ćpun załatwi ci fortunę, by wciągnąć to świństwo!
-Bo... Wyprowadzam się. -Powiedziała, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejoszki. :3 Przepraszam, ale rozdział pisałam w szkole i taki jakiś beznadziejny wyszedł. :c W następnym tygodniu postaram się o lepszy. :)
Na dużo komentarzy nie mam co liczyć, bo jak już mówiłam rozdział jest fatalny, ale strasznie się jarałam ostatnią przeze mnie notką, gdzie zastałam aż 27 komentarzy! *.* Jesteście naprawdę wspaniałymi obserwatorami. :) To co? Łejtajcie na nexta. ^^
Pozdrawiam Juliett. xoxo